Nocne rozmyślanie nad sensem istnienia jest już niemal tradycją po relaksującym weekendzie. Spełniwszy swoje oczekiwania dotyczące zaspokojenia i lekkości duchowej, nadchodzi pora na zadawanie pytań. Jednym z prawdopodobnie najczęstszych jest to dotyczące swojej osoby. Czy zaszły we mnie jakieś zmiany? Czy wciąż jestem tą samą osobą, którą byłam x lat temu? Teorii na ten temat jest co najmniej mnóstwo, jednak zastanawia mnie dość popularne stwierdzenie, że "ludzie się nie zmieniają". Upływ czasu potrafi obrócić wiele spraw do góry nogami, nie mówiąc o sytuacji gdzie zdarza się to kilkakrotnie w jednym aspekcie. Wszystko ulega zmianie, od klimatu, przez cielesność jednostki aż po samo człowieczeństwo. Każda emocja wywołana nagłym zawirowaniem w życiu po pewnym czasie staje się tylko wyblakłym wspomnieniem, miłość potrafi przerodzić się w nienawiść, a każdy nawyk może pójść w niepamięć. Czas nieubłaganie pędzi nie oglądając się za siebie, przynosząc nowości z każdym nowym powiewem wiatru. Obserwując naturę łatwo dostrzec jak z każdą chwilą na świecie zachodzą zmiany. Co nam daje ukrywanie się za barierą przeszłości i nadmierne wmawianie sobie samemu, że z biegiem lat udało nam się zachować tą samą werwę, witalność czy poglądy? Oddanie w pewnych kwestiach nie oznacza blokady na wprowadzanie zmian w innych aspektach życia. Po co stawiać przed sobą mur budowany dawną pewnością zamiast świadomie odebrać upływ czasu i patrzeć na niego pozytywnie?
Dopijam herbatę, nie myślę już.
Oh shit, I'm so high. Again.