▼ • ▼ • ▼

24.09.2013

No przecież się znamy...

-Siema siema, kopę lat, co u Ciebie, jak leci?
-No cześć! U mnie wszystko w porządku, a co tam?
…………......
...Chociaż zwykle tak nie robię, opowiem ci coś o sobie...

Imię Ola, lat wciąż naście, moje hobby? Chyba spanie
Kiedy wstaję wkładam maskę, co by zgarnąć dobre zdanie
Zerkam w okno, łapię oddech, słońce wstało, grzeje cudnie
Patrzę w zegar, znów to samo, przecież kurwa już południe
Wlepiam uśmiech dla pozoru, by uniknąć komentarzy
I nie radzę sobie wcale, lecz przynajmniej nikt nie waży
Się zapytać co tam u mnie, przecież widać że jest świetnie
Skoro uśmiech noszę dumnie i baluję dość konkretnie
Dla mnie spoko, nikt nie czai co tak serio we mnie gości
Nie pomoże, lecz nie zrani, to wystarczy w zupełności
Brak mi siły, werwy, mocy, energii i motywacji
Tego nie dostarczę łatwo tak jak beny gdzieś na stacji
Nie tak prosto być człowiekiem nie znając się prawie wcale
I nie pierdol mi ripostą, wiem co powiesz doskonale
„Jak tak można nie znać siebie, przecież wiesz co chcesz, co lubisz”
No i proszę, zdziwię ciebie, bo się mylisz w tym co mówisz
Otóż da się, no niestety, nie wiem kim chcę być, kim jestem
Nic nie dadzą mi monety, chociaż często są pretekstem
Do narzekań, gdy upadam, gdy nie mogę chwycić sedna
Zrzucam wszystko na brak kasy, gadam jakbym była biedna
Choć nie o to tutaj chodzi, nie przez hajs tak panikuję
To przez tego co mnie spłodził, ciągle czegoś mi brakuje
Tolerancji, akceptacji, miłości, dobrego słowa
Myśl że nigdy nie masz racji potrafi nieźle zrujnować
Każdy ranek, wieczór, moment, godzinę, chwilę, minutę
Co dzień w głowie ten sam zamęt no i marny tego skutek
I choć próby podejmuję żeby się z tego uwolnić
Ciągle coś mnie przyhamuje, znowu muszę trochę zwolnić
Znowu myśli samobójcze, tak jak wtedy gdy mnie biłeś
Nie wiesz co zrobiłeś ojcze, jak mi życie spierdoliłeś
Ale zeszłam znów z tematu, pytałeś przecież co u mnie?
Nigdy nie mówiłam światu że się czuje tak paskudnie
Zawsze miałam być tą twardą, tą co wiecznie daje radę
Lecz średnio wychodzi garda, kiedy me pojęcie blade
O tym jak żyć, być szczęśliwą, choć kieruję się tym w życiu
Hipokryzją karmię żywą to co najważniejsze w byciu
Ale wierzę, wyjdę z tego, spojrzę na świat z innej strony
Kiedy dopnę końca swego, nauczę się tej obrony
W końcu się podniosę, wstanę, złapie życie w swoje ręce
Wtedy łatwiej wszystko zniosę, nauczę się patrzeć sercem
Lecz jeszcze ten czas nie przyszedł, przede mną wciąż długa droga
Wciąż mój lęk ze mnie nie wyszedł, a przed nami zima sroga
Bo wiesz, zimą jest najgorzej, kiedy wiecznie zimno, ciemno
I nic wtedy nie pomoże, pocieszanie nadaremno
No nic, przejdzie, wyjdę z tego, przecież musi się ułożyć
Pozbędę się lęku swego, to da mi normalnie pożyć
…………………
-...też spoko, po staremu. Leci powoli.
-No to super, musimy się kiedyś zgadać! Na razie!

11.09.2013

Mary Jane

Skręcę, nabiję, odpalę, polatam
Tak swój dzień cały z mą Mary przeplatam
I co że to czyni mnie ciągłym stonerem
W moim mniemaniu to ćpanie jest zerem
Choć THC we krwi, ja kable mam czyste
Nie tykam nic więcej, to oczywiste
Jak mam to zapalę, jak nie mam nie płaczę
Choć lepiej mieć torbę gdy ciśnienie skacze
Od czasu do czasu czas stop, rzecz normalna
Kitrawa bo trawa u nas nielegalna
I chociaż buch z bonga czasami przydusi
Rozpalasz następne, no przecież ktoś musi
I tak blant za blantem, za lagą znów laga
Choć łapią cię lagi, jest śmiesznie, powaga
Antystres skuteczny, bez spiny się dzień zacznie
Gdy rano zabakam obserwuję baczniej
I pląsam pomału od rymu do rymu
Pomaga mi znacznie butla pełna dymu
Gdy w końcu przepiękny piąteczek nadciąga
Zbijamy piąteczki i wyjmujemy bonga
Lecimy powoli jak władcy przestworzy
Chociaż tak serio siedzimy wciąż w loży
Choć spojrzenie wąskie to uśmiech szeroki
Mimo że mijamy wciąż te same bloki
I w gruncie rzeczy nie dzieje się tu wiele
Więc zapalmy jeszcze, poczekaj, tylko zmielę
I puf, buch w płucach wybucha i dławi
Zaraz następna kolejka to naprawi
Nim blant się skończy mam oczy przekrwione
Wszystkie twarzyczki już są porobione
Co ludzie pomyślą? Jebie mnie to szczerze
Bo serio uwielbiam te jointy w plenerze
Ten zapach, ten chillout, to flo i nagrywki
Nawet kiedy szybko nabijam tubę fifki
Kto rady rozpalić ten beton dojebany
Niezła kosa w płuca, od razu zajebany
Chwila, ogar, dobra, znów w zielone gramy
Ciśniemy po dwa gramy, już się nie kitramy
Znowu przypominamy stado leniwych żółwi
"Na jutro zostanie", ta, każdy tak mówi
Po drodze ziomeczek widać ma zielone
Też już ciężko patrzy, ma oczka porobione
Trzy zero, zbijam pionę, chowam bakę w biust
Ziomeczek trafił w gust, nie schodzi uśmiech z ust