Dlaczego moje zaangażowanie dotyczące pisania zawsze włącza się nie wcześniej niż o północy?
Damn it.
Martwię się. Martwię się przyszłością, martwię się i nie sypiam zbyt dobrze, co też mnie martwi. Gdzie w takich chwilach gnieździ się przysłowiowe "don't worry, be happy", którym to tak skrajnie staram się kierować w życiu? Coraz częściej powątpiewam w mój niepoprawny optymizm. Sytuacja dnia dzisiejszego przytłacza mnie stokroć bardziej niż dawniej. Bycie nieświadomym było takie łatwe...
Ah, ty młoda wiekiem i umysłem kobieto, po cóż Ty masz przejmować się sytuacją społeczną i stabilizacją majątkową kraju? Cóż obchodzi Cię przepełnienie świata egoizmem i chorą ambicją jednostki, by czerpać tak wiele korzyści materialnych kosztem innych? Dlaczego nocą tak intensywnie zastanawiasz się co możesz zrobić, by zwalczyć wrogość i negatywne nastawienie ludzi? Czy masz na to jakikolwiek wpływ?
Ale zaraz, może tak naprawdę martwisz się sobą? Przeraża cię to jak wszystko lekceważysz, łamiesz swoje postanowienia, zatruwasz swój organizm i rozum wszelakimi środkami ucieczki od problemów. Nie śpisz. Po całym dniu spędzonym na marnowaniu czasu, co z resztą lubisz robić najbardziej, dotyka cię sumienie. Wtyka palec w żebra i krzyczy, powtarza, zrzędzi. Bronisz się twierdząc, że martwią cię problemy całego świata, zasłaniasz się nędzną sytuacją społeczeństwa, bo tak naprawdę nie radzisz sobie z własną prokrastynacją. Marny tego skutek...
Skoro jesteśmy już na etapie uświadamiania sobie pewnych spraw, może teraz łatwiej będzie coś z tym zrobić? Sprawdźmy. Każdy lew był kiedyś płochliwym kotkiem. Mając ambicje na bycie osobą ambitną, czas wstać, wyrwać niepotrzebną kartkę i zacząć od nowa.
No ależ ku_wa, (że tak zbagatelizuję swoje powinności językowe, bo przecież kobiecie nie przystoi pisać tak ordynarnie), ileż można? Ileż można obiecywać samej sobie, że wraz z kolejnym świtem wstaniesz jako inna osoba? Chyba naprawdę potrzebuję poważnego kopa, by zacząć żyć i nie marnować czasu, bo gdy przyjdzie co do czego, może go naprawdę szybko zabraknąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz