-Siema siema, kopę lat, co u Ciebie, jak leci?
-No cześć! U mnie wszystko w porządku, a co tam?
…………......
...Chociaż zwykle tak nie robię, opowiem ci coś o sobie...
Imię Ola, lat wciąż naście, moje hobby? Chyba spanie
Kiedy wstaję wkładam maskę, co by zgarnąć dobre zdanie
Zerkam w okno, łapię oddech, słońce wstało, grzeje cudnie
Patrzę w zegar, znów to samo, przecież kurwa już południe
Wlepiam uśmiech dla pozoru, by uniknąć komentarzy
I nie radzę sobie wcale, lecz przynajmniej nikt nie waży
Się zapytać co tam u mnie, przecież widać że jest świetnie
Skoro uśmiech noszę dumnie i baluję dość konkretnie
Dla mnie spoko, nikt nie czai co tak serio we mnie gości
Nie pomoże, lecz nie zrani, to wystarczy w zupełności
Brak mi siły, werwy, mocy, energii i motywacji
Tego nie dostarczę łatwo tak jak beny gdzieś na stacji
Nie tak prosto być człowiekiem nie znając się prawie wcale
I nie pierdol mi ripostą, wiem co powiesz doskonale
„Jak tak można nie znać siebie, przecież wiesz co chcesz, co lubisz”
No i proszę, zdziwię ciebie, bo się mylisz w tym co mówisz
Otóż da się, no niestety, nie wiem kim chcę być, kim jestem
Nic nie dadzą mi monety, chociaż często są pretekstem
Do narzekań, gdy upadam, gdy nie mogę chwycić sedna
Zrzucam wszystko na brak kasy, gadam jakbym była biedna
Choć nie o to tutaj chodzi, nie przez hajs tak panikuję
To przez tego co mnie spłodził, ciągle czegoś mi brakuje
Tolerancji, akceptacji, miłości, dobrego słowa
Myśl że nigdy nie masz racji potrafi nieźle zrujnować
Każdy ranek, wieczór, moment, godzinę, chwilę, minutę
Co dzień w głowie ten sam zamęt no i marny tego skutek
I choć próby podejmuję żeby się z tego uwolnić
Ciągle coś mnie przyhamuje, znowu muszę trochę zwolnić
Znowu myśli samobójcze, tak jak wtedy gdy mnie biłeś
Nie wiesz co zrobiłeś ojcze, jak mi życie spierdoliłeś
Ale zeszłam znów z tematu, pytałeś przecież co u mnie?
Nigdy nie mówiłam światu że się czuje tak paskudnie
Zawsze miałam być tą twardą, tą co wiecznie daje radę
Lecz średnio wychodzi garda, kiedy me pojęcie blade
O tym jak żyć, być szczęśliwą, choć kieruję się tym w życiu
Hipokryzją karmię żywą to co najważniejsze w byciu
Ale wierzę, wyjdę z tego, spojrzę na świat z innej strony
Kiedy dopnę końca swego, nauczę się tej obrony
W końcu się podniosę, wstanę, złapie życie w swoje ręce
Wtedy łatwiej wszystko zniosę, nauczę się patrzeć sercem
Lecz jeszcze ten czas nie przyszedł, przede mną wciąż długa droga
Wciąż mój lęk ze mnie nie wyszedł, a przed nami zima sroga
Bo wiesz, zimą jest najgorzej, kiedy wiecznie zimno, ciemno
I nic wtedy nie pomoże, pocieszanie nadaremno
No nic, przejdzie, wyjdę z tego, przecież musi się ułożyć
Pozbędę się lęku swego, to da mi normalnie pożyć
…………………
-...też spoko, po staremu. Leci powoli.
-No to super, musimy się kiedyś zgadać! Na razie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz