Skręcę, nabiję, odpalę, polatam
Tak swój dzień cały z mą Mary przeplatam
I co że to czyni mnie ciągłym stonerem
W moim mniemaniu to ćpanie jest zerem
Choć THC we krwi, ja kable mam czyste
Nie tykam nic więcej, to oczywiste
Jak mam to zapalę, jak nie mam nie płaczę
Choć lepiej mieć torbę gdy ciśnienie skacze
Od czasu do czasu czas stop, rzecz normalna
Kitrawa bo trawa u nas nielegalna
I chociaż buch z bonga czasami przydusi
Rozpalasz następne, no przecież ktoś musi
I tak blant za blantem, za lagą znów laga
Choć łapią cię lagi, jest śmiesznie, powaga
Antystres skuteczny, bez spiny się dzień zacznie
Gdy rano zabakam obserwuję baczniej
I pląsam pomału od rymu do rymu
Pomaga mi znacznie butla pełna dymu
Gdy w końcu przepiękny piąteczek nadciąga
Zbijamy piąteczki i wyjmujemy bonga
Lecimy powoli jak władcy przestworzy
Chociaż tak serio siedzimy wciąż w loży
Choć spojrzenie wąskie to uśmiech szeroki
Mimo że mijamy wciąż te same bloki
I w gruncie rzeczy nie dzieje się tu wiele
Więc zapalmy jeszcze, poczekaj, tylko zmielę
I puf, buch w płucach wybucha i dławi
Zaraz następna kolejka to naprawi
Nim blant się skończy mam oczy przekrwione
Wszystkie twarzyczki już są porobione
Co ludzie pomyślą? Jebie mnie to szczerze
Bo serio uwielbiam te jointy w plenerze
Ten zapach, ten chillout, to flo i nagrywki
Nawet kiedy szybko nabijam tubę fifki
Kto rady rozpalić ten beton dojebany
Niezła kosa w płuca, od razu zajebany
Chwila, ogar, dobra, znów w zielone gramy
Ciśniemy po dwa gramy, już się nie kitramy
Znowu przypominamy stado leniwych żółwi
"Na jutro zostanie", ta, każdy tak mówi
Po drodze ziomeczek widać ma zielone
Też już ciężko patrzy, ma oczka porobione
Trzy zero, zbijam pionę, chowam bakę w biust
Ziomeczek trafił w gust, nie schodzi uśmiech z ust
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz